Tytuł niestety nie mój, a z "Krainy snów i zmór im sierżanta Zdyba" jednego z moich ulubionych programów nieodżałowanego Kabaretu Potem.
Wczoraj odbyła się szczególna dla mnie premiera. Teatr Morfina wystawił Trumnę, monodram, który powstawał w mojej głowie i warsztatach trójki Morfinistów, dość długo. Rodził się w szczególny sposób i w wielkich bólach.
Jak było? Nie wiem. Mam mieszane uczucia. Z jednej strony strasznie cieszę się, że mamy to już za sobą i dziękuję wszystkim za słowa uznania i szczerego wzruszenia. To dla twórcy - nawet amatorskiego teatru - strasznie ważne. Z drugiej strony mam świadomość ile rzeczy można by zrobić jeszcze lepiej ile moich kwestii powinno być wypowiedzianych zupełnie inaczej, ile pomysłów mogłoby jeszcze się urodzić. Pewnie poprawimy to i owo do następnego przedstawienia. Dziękuję też za słowa krytyki. Wiem, że Trumna nie jest dla każdego. Wiem, że niektórych z was raził wulgarny język spektaklu. Dążyliśmy do skrajnego naturalizmu sytuacji. Chcieliśmy oddać realność nieco tylko ubarwioną chorą fantazją twórcy grozy. Do teraz twierdzę, że nie dało się inaczej bez zbędnego patosu tego zrobić. Ale rozumiem co może razić. Szanuję. I naprawdę dziękuję za wszystko co mi wczoraj powiedzieliście. I mam prośbę - nie zdradzajcie zbyt wiele tym, którzy być może będą jeszcze chcieli Trumnę zobaczyć.
A Bal Halloweenowy? Mi się podobało - mam nadzieję, że nie zanudziłem Was muzyką filmową i że bawiliście się miło...
Kilka fotek z wczorajszej imprezy w Morfinie.
Kobaltowy sweterek z pęknięciem
4 lata temu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz